Ostatni egzamin zdany, Trzeci rok zaliczony. Prawie absolwentka. Przede mną jeszcze tylko obrona licencjatu i zakończę kolejny etap mojej edukacji. A muszę przyznać, że te trzy lata zleciały mi w ekspresowym tempie. Dopiero co stawiałam pierwsze kroki na uniwersytecie, a już przygotowuję się do obrony. Szok!
Cały okres studiów wspominam bardzo dobrze. Poznałam wspaniałych ludzi i mam nadzieję, że choć nasze drogi już niedługo się rozejdą, to nadal będziemy utrzymywać kontakt. Jak na pełnoprawną studentkę przystało trochę imprezowałam. Korzystałam z drineczków za 4 zł i darmowych wejściówek do klubów. Nie prowadziłam jednak studenckiego życia dobrze znanego z filmów i seriali. Wynajmowanie mieszkania w bardzo dużo osób, hektolitry taniego wina, codzienne melanżowanie, a co za tym idzie ciągły brak hajsu i żywienie się zupkami z proszku to zdecydowanie nie moje klimaty. Uczyłam się. Choć początek każdego semestru można było sobie zwyczajnie przebimbać, bo za wiele od nas nie wymagali, to przed sesją trzeba było poświęcić naprawdę dużo czasu na naukę. Spędziłam wiele godzin w różnych laboratoriach. Oblałam się stężonym kwasem siarkowym. Nauczyłam się obsługi przeróżnych, czasem naprawdę dziwnych sprzętów laboratoryjnych. Odbyłam całkiem ciekawe praktyki. Wkułam na pamięć mnóstwo zbędnych książkowych regułek. Miałam jedną wrześniową poprawkę. A raz dostałam stypendium Rektora dla najlepszych studentów. Zrobiłam całą masę sprawozdań, wykresów i prezentacji (powinnam dostać tytuł magistra Excela). I koniec końców napisałam pracę licencjacką, aby uwieńczyć trzy lata studiowania i otrzymać tytuł biotechnologa.
Oprócz wiedzy zawodowej, zdobyłam też cenną lekcję życia. Dojrzałam, stałam się bardziej samodzielna i zorganizowana. I choć może nie jest to zasługa tylko i wyłącznie samych studiów, a po prostu procesu dorastania, to postanowiłam również o tym wspomnieć. Wreszcie tak naprawdę poznałam siebie. Wcześniej imałam się różnych zajęć, wszystkiego po trochu. Podpatrywałam innych próbując znaleźć to, co sama chcę robić w życiu. Teraz wiem, czego chcę i co najważniejsze nie boję się do tego dążyć. Stałam się też bardziej śmiała, odważna i otwarta na ludzi. Kilka lat temu nie podeszłabym do przechodnia na ulicy, żeby zapytać o drogę czy przystanek, a teraz nie mam z tym absolutnie żadnego problemu, nawet w innym kraju. Akurat w tej kwestii dużo dała mi wakacyjna praca w Anglii po pierwszym roku studiów. Poza tym zmieniłam swój tryb życia. Zaczęłam ćwiczyć kilka razy w tygodniu i zdrowiej się odżywiać. A jeśli już o odżywianiu mowa, to nauczyłam się gotować, piec, ogólnie przygotowywać różne posiłki. I w dodatku dziś sprawia mi to ogromną przyjemność. A jeszcze w liceum zwykła jajecznica była dla mnie wielkim wyczynem. Brzydziłam się surowego mięsa, przypalałam albo podawałam półsurowe i każdy bał się tknąć mojego jedzenia. Naprawdę sporo się w tej zmieniło. Doceniłam też bardziej wartość pieniądza. Może do osoby oszczędnej wiele mi brakuje, ale staram się robić przemyślane zakupy, odłożyć sobie co nieco, zamiast wydawać hajs na niepotrzebne pierdoły.
Ale jedno się akurat nie zmieniło i nie zmieni nigdy - mam cudownych przyjaciół i najlepszych na świecie rodziców, na których zawsze mogę liczyć. A to jest w życiu najważniejsze! Tak, jestem bezczelnie szczęśliwa!!! :)
Ale jedno się akurat nie zmieniło i nie zmieni nigdy - mam cudownych przyjaciół i najlepszych na świecie rodziców, na których zawsze mogę liczyć. A to jest w życiu najważniejsze! Tak, jestem bezczelnie szczęśliwa!!! :)